–
Nie bój się. Przy mnie będziesz bezpieczny. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. – W głowie wciąż rozbrzmiewały własne,
butne słowa.
–
Wiedziałem, że nie jesteś zły...– Drobny sześciolatek o
ślicznej twarzy i łagodnych, brązowych oczach uśmiechnął się do niego.
–
Pora spać – mruknął,
starając się nie okazywać ile te słowa i uśmiech dla niego znaczyły. – Oprzyj się o mnie, będzie nam cieplej.
Maluch, który najwyraźniej czekał na
zaproszenie, wtulił się w niego i
po chwili oddychał spokojnie, zapadając w sen.
–
Przy mnie będziesz bezpieczny... – Myślał zasypiając starszy chłopiec.
To było dwa dni temu, nim go zabrali. Niepokój narastał w nim z
każdą chwilą. W końcu udało mu się, dzięki nieuwadze strażnika, wymknąć i
ruszyć na poszukiwania. Nie myślał nawet o tym, co go czekało, jeśli ktoś się o
tym dowie. W tej chwili bardziej bał się o niego niż o siebie. Nie wiedział,
dokąd go zabrali i to było najgorsze. Niepewność i bezsilność...
Ktoś się zbliżał. Nie chciał, by go
znaleźli i znów uwięzili. Przestraszony pchnął najbliższe drzwi. Były
zamknięte. Kroki zbliżyły się. Podbiegł do kolejnych. Tych również nie udało mu
się otworzyć. Zrozpaczony podbiegł do następnych. Jeśli nadchodzący minie załom korytarza - zobaczy
go! Drzwi otworzyły się cicho, w ostatniej chwili dając mu schronienie.
Wślizgnął się do komnaty, zamknął je i z bijącym sercem przywarł do nich,
nasłuchując. Kroki zbliżyły się... i oddaliły. Miał szczęście, przynajmniej na
razie. Odwrócił się chcąc sprawdzić, gdzie się znajduje i poszukać kryjówki. Wtedy
zobaczył go, leżącego na ławie pod oknem, z głową lekko przekrzywioną w stronę
drzwi. Śliczna twarz wyglądała przerażająco: blada, z posiniałymi ustami i głębokimi
cieniami pod oczami.
Czarnowłosy, powstrzymując jęk,
przypadł do niego wstrząśnięty. Mimo że chłopczyk wyglądał na martwego, pierś
unosiła się lekko w słabym oddechu. Wyszeptał jego imię, chcąc go obudzić. Nie zareagował.
Nie
słyszałeś?! Obudź się... proszę! – Myślał gorączkowo.
Powtórzył imię głośniej, delikatnie potrząsając drobnym ramieniem.
Znów nadaremnie. Nie rozumiał, co się działo. Chłopczyk nie był martwy, ale też
nie potrafił go obudzić. To go przerażało.
Obraz rozmazał mu się przed oczami i po policzkach popłynęły łzy.
Nie panując dłużej nad sobą,
zrozpaczony, krzyknął jego imię, potrząsając za ramiona. Powieki dziecka zadrżały
lekko, jednak pozostały zamknięte. Za to drzwi otwarły się gwałtownie i do
pomieszczenia wpadł wysoki, potężny mężczyzna.
– Tu jesteś. – Błyskawicznie przemierzył pokój, łapiąc czarnowłosego za kark.
–
Puszczaj mnie! – krzyknął. – Co mu zrobiliście?!
Mężczyzna spojrzał na leżącego chłopczyka.
–
Nie chcesz wiedzieć. Dla niego nie ma już ratunku – stwierdził, po czym bezceremonialnie wywlókł szarpiącego się dwunastolatka na
korytarz.
–
Czy on... nie żyje?
–
Jeszcze żyje. Może przeżyje. Jeśli przeżyje...
kiedyś z pewnością będzie tego żałował.
Tak...
to musi być straszne... sen, z którego nie można się obudzić... – myślał.
– Puszczaj
mnie! – krzyknął ponownie, desperacko
próbując wyrwać się, gdy mężczyzna wlókł go korytarzem z powrotem. Czując, że
to ostatnia szansa, zebrał wszystkie siły i szarpnął się dziko, kopiąc strażnika
w nogę, gdy ten otwierał drzwi. Wrzasnął wściekle, ale nie pozwolił chłopcu uciec.
– Przeklęty
suczy pomiot! – Wepchnął go z furią do pomieszczenia,
ciskając nim na ścianę. Uderzył w nią głową i stracił przytomność.
*
Obudził się z krzykiem, gwałtownie
siadając na łóżku. Serce biło jak szalone, a plecy oblewał zimny pot. Znowu była
pełnia. Znowu miał koszmarny sen. Jeden z najgorszych, jakie dręczyły go od
tamtej pory. Wywar był za słaby, by ochronić go tej nocy. Przeczuwał to, kładąc
się spać, jednak tym razem nie mógł pozwolić sobie na mocniejszy.
Przez chwilę siedział, czekając, aż oddech
i tętno uspokoją się. W końcu długie,
smukłe palce sięgnęły po leżącą na kufrze przy łóżku przepaskę na oko. Dopiero,
gdy znalazła się na miejscu, Riccardo wstał.
Dzień nie rozpoczął się najlepiej. Czekająca
go podróż też nie budziła entuzjazmu.
Ubrał się szybko. Kilkoma pociągnięciami
palców przeczesał włosy i, nie zadając sobie trudu ich wiązania, ruszył na
śniadanie.
Przedpołudnie spędził jak zwykle, gdy
chciał się odprężyć. Najpierw ćwiczył fechtunek, a później kazał osiodłać kasztana. Po kilkugodzinnej przejażdżce
po lesie i okolicznych łąkach wrócił zrelaksowany i w dobrym nastroju.
We dworze czekał już na niego smaczny,
choć niezbyt wystawny, obiad. Po posiłku uznał, że czas szykować się do drogi. Kazał
oporządzić i osiodłać karego, a sam poszedł się przygotować.
Raz jeszcze przejrzał list, w którym
książę zapraszał na bal maskowy i polecał wzięcie skrzypiec. Nie był zachwycony
perspektywą występu przed zblazowaną arystokracją, jednak rzeczą szalenie
nierozsądną byłoby odmawianie takiej błahostki.
Z
solidnego, okutego kufra przy łóżku wyjął
ostrożnie skrzypce. Zabezpieczył je troskliwie, starannie owijając
aksamitem i obwiązując tkaninę mocną wstążką, po czym odłożył je na
łóżko.
Riccardo nie lubił tej nowej mody. Nie
przypadły mu do gustu preferowane ostatnio na dworach arystokratów krzykliwe,
jaskrawe barwy. Drażniły go niemiłosiernie te wszystkie śmieszne koronki przy
mankietach i szyi. Jednak największą odrazę budziły w nim pudrowane na biało
peruki zdobione wielkimi kokardami i pudrowane na biało twarze. Niestety, wybierając
się oficjalnie do księcia, musiał się tej modzie podporządkować. Sytuację
ratował odrobinę fakt, że wybierał się na bal maskowy. Dominującą barwą stroju
miała być czerń. Z szafy wyciągnął koszulę z najlepszego jedwabiu, spodnie z
aksamitu, wysokie do kolan buty z miękkiej skóry oraz rękawice. Wszystko tego
samego koloru. Z niechęcią sięgnął po biały, koronkowy żabot i dopinane, za
pomocą niedużych guzików przy koszuli, takież mankiety. Wszytko ułożył na łóżku.
Przebrał się szybko, a z żabotem i mankietami podszedł do lustra i stojącej
obok wąskiej szafki z szufladami.
Szybkim spojrzeniem ocenił odbicie. Widok
sprawił mu przyjemność, ale nie tracił czasu na próżne podziwianie go. Nie był
zakochanym w sobie Narcyzem, miał świadomość zarówno swych atutów, jak i
słabości. Pierwsze bezwzględnie wykorzystywał, nad drugimi starał się panować
jak tylko mógł.
Wiedział, jak ważny jest wygląd. W intrygach i
gierkach dworskich, w których niechętnie, choć często uczestniczył, była to
zaleta nie do przecenienia. Natura nie poskąpiła mu wdzięku. Miał atrakcyjną
twarz o pociągających, choć nieco zbyt ostrych rysach, gęste, czarne włosy i
zniewalający uśmiech. Spojrzenie błękitnego oka działało nie tylko na kobiety. Gdy chciał, potrafił oczarować, wzbudzając zachwyt, lub wywołać strach.
Czarny strój idealnie podkreślał
kształt zgrabnej, choć nie przesadnie atletycznej sylwetki. Wygląd nie zdradzał pełni siły prężących się
pod skórą mięśni. Młody mężczyzna miał świadomość,
że jest w nim coś fascynującego i przerażającego zarazem. Widział to wiele razy
w ludzkich spojrzeniach i szybko nauczył się to podkreślać, by inni nie mieli
wątpliwości: był łowcą, nie ofiarą. Jednak najmocniejszym atutem była, o czym
nie raz już się przekonał, wysoka inteligencja i umiejętność właściwej oceny
sytuacji. Nigdy nie lekceważył nikogo i niczego. Wiedział, kiedy należy się
przeciwstawiać, a kiedy lepiej byłoby położyć uszy po sobie. Jednak pod tym względem na przeszkodzie często
stawał mu porywczy charakter. To był jeden z takich momentów. Choć wszystko w
nim buntowało się przeciw kretyńskiej dworskiej modzie i konieczności
zabawiania arystokracji, nie zamierzał narażać się mocodawcy. Mimo to obawiał
się tego wieczoru. Na wszelki wypadek przygotował środek uspokajający, który czekał,
wraz z maską, w szufladzie.
Prychnął zirytowany, szybko wiążąc
żabot i starannie prostując koronki, po czym sięgnął do górnej szuflady po
maskę. Jedyne, odcinające się w białej, jednolitej powierzchni, detale
stanowiły wycięcia na oczy, drobne nacięcia w okolicy nozdrzy i cienkie
rozcięcie na usta. Przyłożył ją do twarzy. Wyglądał upiornie, odziany w czerń
od głowy do stóp i z białą maską. Efekt psuły jedynie cholerne koronki. Nie
miał pojęcia, kto wpadł na pomysł, by mężczyźni nosili się jak niewiasty, ale
z przyjemnością udusiłby tego kogoś gołymi rękami. Nie, to byłaby zbyt szybka i łagodna śmierć. – Skonstatował po
chwili.
Zdegustowany pokręcił głową. Coś jeszcze przyszło mu na myśl.
Odłożył maskę.
Ze stojącego pod przeciwległą ścianą
regału wziął słoiczek z czerwonym barwnikiem. Wracając do lustra, zanurzył
końcówki dwóch palców w barwniku. Następnie wbił je w prawy oczodół maski i
przeciągnął po policzku aż do kącika ust.
Świetnie
– pomyślał zadowolony
– teraz wygląda ciekawiej. Ubrał
maskę i splamił ją jeszcze czerwienią od środka, na przepasce, oraz na krawędzi
oka. Sprawiało to wrażenie, że krew wypływa z pustego oczodołu.
Dokładnie wytarł palce chusteczką.
Starannie rozczesał włosy i zebrał na wysokości karku wąską, czarną wstążką. Rozpuścił je jednak, uznając, że ich czerń kontrastująca z bielą podkreśli tylko niesamowitość oblicza. Naciągnął rękawice. Założył jeszcze czarny płaszcz i
trójgraniasty kapelusz z piórem. Strój był kompletny. Poczuł się usatysfakcjonowany
efektem. Nie wątpił, że goście księcia jeszcze długo będą wspominać upiornego
skrzypka. Nim wyszedł, wrzucił niedużą fiolkę do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Na dziedzińcu czekał już, gotów do drogi,
kary ogier. Wysoki i smukły, z lśniącą sierścią i starannie rozczesanymi grzywą
i ogonem, prezentował się imponująco. Uśmiechnął się na ten widok. Widział, że
zwierzę stanowiło przedmiot zawiści niemal wszystkich, którzy je widzieli.
Trudno było znaleźć równie wspaniałego wierzchowca, nawet w książęcych
stajniach. Nie dziwiło go więc, że spoglądali na ogiera zazdrośnie niemal
wszyscy mężczyźni, łącznie z księciem, który dwukrotnie proponował pokaźny
majątek za pięknego konia. Odmówił jednak z cichą satysfakcją, bo rozczarowanie
księcia było mu milsze niż oferowane kilogramy złota. Decyzji nigdy nie
żałował, bo ogier był wspaniały nie tylko z wyglądu. Riccardo kochał obydwa swe wierzchowce, jednak
temperamentny i często niepokorny kary Callisto bardziej przypadł mu do serca
niż potulniejszy kasztan, Aristo.
Rumak zarżał radośnie na widok pana,
rozdymając chrapy wyraźnie podekscytowany myślą o podróży.
– Spokojnie, piękny. – Poklepał konia po
karku, po czym troskliwie ulokował futerał ze skrzypcami w jukach. Skrupulatnie
sprawdził mocowania i zadowolony z oględzin wskoczył na siodło. Ponaglony
wierzchowiec ruszył kłusem, przechodząc w galop, gdy tylko opuścili dziedziniec.
A to tez tylko na krótko wrzuciłaś? Czy zostanie?
OdpowiedzUsuńA poza tym dla mnie jest jak najbardziej w porządku ;)
To zostanie na dłużej... Znaczy do chwili, kiedy nie uznam, że wiem jak „coś” poprawić.
OdpowiedzUsuńNa razie jednak będę pisać dalsze kawałki, więc to tak zostanie.
Planuję wrzucić wszystko, co działo się podczas tego balu i zaraz po nim, zobaczyć, jakie będą komentarze i wtedy zobaczę, co będzie dalej z tekstem.
Nie pozwolę zrobić ci krzywdy – w głowie wciąż rozbrzmiewały własne, butne słowa.
OdpowiedzUsuńKropka po „krzywdy”. Wielka litera po myślniku.
mruknął starając się nie okazywać ile te słowa i uśmiech dla niego znaczyły.
Przecinek przed „starając”.
oddychał spokojnie zapadając w sen.
Przecinek przed „zapadając”.
– Przy mnie będziesz bezpieczny... – myślał zasypiając starszy chłopiec.
Nie jestem pewna czy „myślał” nie powinno być rozpoczęte wielką literą. // Przecinek przed „zasypiając”.
Zrozpaczony podbiegł do następnych .
Zbędna spacja przed kropką.
Jeśli nadchodzący minie załom korytarza zobaczy go!
Przecinek lub myślnik przed „zobaczy”.
przywarł do nich nasłuchując.
Przecinek przed „nasłuchując”.
Wtedy zobaczył go, leżącego na ławie pod oknem z głową lekko przekrzywiona w stronę drzwi.
Wtedy go zobaczył. // Przecinek przed „z”. // Przekrzywioną.
Śliczna twarz wyglądała przerażająco, blada z posiniałymi ustami i głębokimi cieniami pod oczami.
„Śliczna twarz wyglądała przerażająco: blada, z posiniałymi ustami i głębokimi cieniami pod oczami”.
Mimo, że
W wyrażeniach tego typu nie stawia się przecinka. http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629776
Wyszeptał jego imię chcąc go obudzić.
Przecinek przed „chcąc”.
Nie słyszałeś ?!
Zbędna spacja.
krzyknął jego imię potrząsając za ramiona.
Przecinek przed „potrząsając”.
Powieki dziecka zadrżały lekko jednak pozostały zamknięte.
Przecinek przed „jednak”.
– Tu jesteś – błyskawicznie przemierzył pokój łapiąc czarnowłosego za kark.
„– Tu jesteś. – Błyskawicznie przemierzył pokój, łapiąc czarnowłosego za kark”.
– Puszczaj mnie! – Krzyknął ponownie
Małą literą: krzyknął.
Serce biło jak szalone a plecy oblewał zimny pot.
Przecinek przed „a”.
Przeczuwał to kładąc się spać
Przecinek przed „kładąc”.
Przez chwilę siedział czekając
Przecinek przed „czekając”.
i nie zadając sobie trudu ich wiązania ruszył na śniadanie.
Przecinki przed „nie” i „ruszył”.
Dzięki za korektę Shun Camui. Zajrzałam tylko na chwilkę, w przerwie między fascynująca lekturą przed zaliczeniem w niedzielę, nie będę teraz poprawiać tekstu. Zrobię to w niedzielę (bliżej wieczoru).
OdpowiedzUsuńW komentarzu jest korekta – super – ale nie określiłaś, czy ci się fragment spodobało czy nie. Zapytam więc: czy spodobał ci się na tyle, żeby następny kawałek przejrzeć i skorygować przed wrzuceniem?
Usunęłam poprzedni komentarz, bo poużerało mi cudzysłowy. Wklejam poprawioną wersję:
OdpowiedzUsuńDrażniły go niemiłosiernie te wszystkie, śmieszne koronki przy mankietach i szyi.
Bez przecinka.
Niestety wybierając się oficjalnie do księcia musiał się tej modzie podporządkować.
Przecinki przed „wybierając” i „musiał”.
a z żabotem i mankietami, podszedł do lustra
Bez przecinka.
miał świadomość zarówno swych atutów jak i słabości.
Przecinek przed „jak”.
Potrafił, gdy chciał, oczarować wzbudzając zachwyt ,lub wywołać strach.
„Gdy chciał, potrafił oczarować, wzbudzając zachwyt, lub wywołać strach”.
był łowcą nie ofiarą.
Przecinek przed „nie”.
kiedy należy się przeciwstawiać a kiedy lepiej byłoby położyć uszy po sobie.
Przecinek przed „a”.
by mężczyźni nosili się, jak niewiasty
Bez przecinka.
Nie, to byłaby zbyt szybka i łagodna śmierć. – skonstatował po chwili.
Po kropce wielka litera.
Wracając do lustra zanurzył końcówki dwóch palców w barwniku.
Przecinek przed „zanurzył”.
Rozpuścił je jednak uznając, że ich czerń kontrastująca z bielą podkreślą tylko niesamowitość oblicza.
„Rozpuścił je jednak, uznając, że ich czerń kontrastująca z bielą podkreśli tylko niesamowitość oblicza”.
Ubrał jeszcze czarny płaszcz
W suknię balową? Założył.
Wysoki i smukły z lśniącą sierścią i starannie rozczesanymi grzywą i ogonem prezentował się imponująco.
Przecinki przed „z” i „prezentował”.
– Spokojnie piękny – poklepał konia po karku
Przecinek przed i kropka po „piękny”, a „poklepał” wielką literą.
Ponaglony wierzchowiec ruszył kłusem przechodząc w galop
Przecinek przed „przechodząc”.
Trochę mnie rażą zbyt krótkie zdania, szczególnie w pierwszej części. Ciężko na razie coś stwierdzić, po tak krótkim fragmencie. Poczekam z osądem do czasu, aż akcja trochę się rozwinie.
Jeśli chodzi o korektę przed wrzuceniem, to raczej nie, bo nie miałabyś pewności, ile musiałabyś czekać. Mój czas wolny rządzi się swoimi prawami. ;) Zdaje się, że Kura podrzuciła Ci link do strony z chętnymi do pomocy betami.
Ach, tu masz jeszcze link, http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629779 bo zapominasz o przecinkach przed imiesłowami.
Tutaj mały poradnik pisania dialogów: http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/
Poprawiłam interpunkcję. Dzięki też za linki. :)
UsuńJa też za krótkimi zdaniami nie szczególnie przepadam, ale chciałam żeby to akurat było w miarę krótko, więc i zdań nie rozbudowywałam.
Tak, kura podesłała stronę, ale wtedy, kiedy zajrzałam bety zajmujących się ortografią / interpunkcją miały zamknięte albo chwilowo zawieszone kolejki.
Usunęłam komentarz, który anulowałaś.
Mnie zaciekawiła pierwsza część która byla snem wspomnieniem bo chyba bedzie to miało wpływ na dalsze wydarzenia Oczywiście jestem ciekawa co się wydarzy na balu dzięki blanka
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny Blanko.
OdpowiedzUsuńNiestety, początek... rpgowy, że tak powiem: dwie postaci do wysłania z różnych miejsc, żeby gdzieś się spotkały. Jednego już na imprezę „wykopałam” teraz drugiego muszę ściągnąć, a co się wydarzy w trakcie to będzie już w 3 wpisie.